Topinambur, czyli indiański słonecznik bulwiasty
Topinambur, dzisiaj brzmiący jak nazwa egzotycznego owocu, a dawniej nazywany poczciwą bulwą. Od kilku dobrych lat w modzie, choć dzisiejsi hipsterzy twierdzą, że jest on już passé i nie ma się czym zachwycać.
Trochę historii topinamburu prosto z Zachodu
Topinambur pochodzi z Ameryki Północnej i był używany w kuchni już przez Indian w epoce prekolumbijskiej, a do Europy trafił mniej więcej w tym samym czasie co wszystkim znany ziemniak. Ale to właśnie topinambur lub jak niektórzy mówią słonecznik bulwiasty znalazł jako pierwszy zastosowanie w kuchni, gdyż ziemniaki uważano początkowo za niejadalne. Pierwsze przepisy z bulwami topinamburu zamieścił kuchmistrz Czerniecki w najstarszej zachowanej polskiej książce kucharskiej “Compendium Ferculorum” z 1682 roku.
Wiadomo jest, że mógł być dodawany do dań mięsnych jak, np. cielęcina, gołąb, rybnych, a także do gąszczu, czyli gęstego staropolskiego sosu. Nadworny kuchmistrz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, Paweł Tremo podawał topinambur w sosie na bazie rosołu z masłem i cytryną, natomiast nie wszyscy uważali, iż nadaje się na wykwintne królewskie stoły. Wojciech Wielądko z XVIII wieku, nie poświęcał im zbyt wiele uwagi, twierdząc, że “nie są zbyt wyborne” i potrzeba im ostrego dodatku w postaci musztardy. O tym, że bulwy budziły u niektórych jeszcze większy wstręt, wiadomo z “Opisu obyczajów i zwyczajów za króla Augusta III” księdza Kitowicza, który wyjaśniał, że smak miały co prawda jak kartofle, ale za to “odór przeraźliwy, podobny do pluskwy”.
Łatwość uprawy poczciwej bulwy słonecznika
W czasie XIX wieku bulwy słonecznika przegrały bitwę z ziemniakiem, ale jednak nie zniknęły zupełnie z jadłospisów, zarówno arystokratycznych, jak i mieszczańskich. Co więcej, były one powszechnie dostępne dla każdego. Propagatorzy jarskiej kuchni z przełomu XIX/XX wieku polecali je ze względów zdrowotnych (szczególnie cukrzykom) i zaznaczali, że to bardzo smaczna, delikatna i tania jarzyna, którą z łatwością można dostać na targu od jesieni do wiosny. Smak bulw topinamburu porównywano do kalafiora lub karczochów. Po obgotowaniu topinambury panierowano w jajku i bułce czy lanym cieście, smażono w maśle, zapiekano z parmezanem, z sosem pomidorowym lub grzybowym.
Ze względu na łatwość w uprawie i małe wymagania, topinambur na potęgę uprawiano i jadano we Francji podczas II wojny światowej, ale niestety bez omasty, więc nie dziwne, że szybko obrzydły Francuzom, którzy od masła nie stronią. Dziś po suflecie z topinamburem wedle przepisu legendarnego francuskiego mistrza Augusta Escoffiera pozostało tylko wspomnienie. Również u nas w Polsce bulwy topinamburu zniknęły ze stołów na ładne parędziesiąt lat, lecz nie z ogródków, gdyż rośliny z żółtymi kwiatkami a’la słonecznik rosły przy domach. Choć czołowa kuchnia PRL-u również opierała się o bulwy topinamburu to mało kto o tym wiedział.
Co te bulwy mają takiego w sobie
Najważniejszym składnikiem prozdrowotnym bulw topinamburu ekologicznego jest inulina. To właśnie dzięki jej zawartości spożywanie tych bulw wspomaga pracę układu trawiennego oraz obniża poziom glukozy i cholesterolu we krwi. Polecana jest zatem zarówno w profilaktyce, jak i leczeniu cukrzycy oraz osobom z problemami żołądkowymi. Ponadto, topinambur zawiera magnez i witaminy z grupy B, które są istotne dla prawidłowej pracy układu nerwowego, potas, który jest niezbędny do prawidłowej pracy serca i mięśni oraz krzem, który korzystnie wpływa na jędrność skóry oraz dobry stan włosów i paznokci. Topinambur to także bogate źródło żelaza i tiaminy, a co ważne nie zawiera tłuszczu ani cholesterolu. Ze względu na swoje właściwości profilaktyczne topinambur świetnie sprawdzi się w każdej diecie, a także w każdej kuchni po daje pole do wielu manewrów, można go spożywać w formie gotowanej, smażonej pieczonej, a także jako przekąska w formie naturalnych chipsów.
Topinambur ekologiczny możesz kupić TUTAJ.